31.03.2018, 13:43
Dzień 4- 14h w 2 osoby + dodatkowa osoba 6h
Dzień 5- 12h w 2 osoby
I tutaj zaczęło się wariactwo, prawdziwy koszmar, gonitwa, walka z czasem w deszczu, śniegu i po ciemku....
Teraz to już wszystko za mną, ale wtedy było ciężko...
Czwartego dnia, z samego rana, będąc jeszcze w domu dostałem telefon, że za 40 minut wjedzie chudy beton.
Miał być następnego dnia, ale stwierdziłem, że się dobrze składa, bo na noc zapowiadają ulewę.
Szybko na działkę, rozłożyłem plandekę pod chudziaka.
Robotę zaczęliśmy wyznaczeniem drugiej stopy kominowej.
I zaczęło się kopanie fundamentów...
Fundament szeroki na 60 cm, głęboki na 40 cm + 10 chudego betonu.
Spadł deszcz, śnieg, przyszło wiatrzysko. Robota szła jak krew z nosa...
W międzyczasie wycieczka do casto po taczkę i łopatę - wybór znów padł na Fiskarsa
Około 14:00 stwierdziłem, że nie damy rady sami dokończyć wykopu i ułożyć chudziaka. O 16:00 przyjechał kolega do pomocy.
W wykopanych miejscach zaczęła się robić breja...
2 osoby kopały "z grubsza" na ok 45 cm, ja przed samym chudziakiem zbierałem ok. 3 cm mokrego "na gotowo" i sypaliśmy chudziak.
Warstwę chudziaka robiłem na 8 cm, nie 10... Miałem dosyć!
Robotę skończyliśmy po ciemku...
Zostało sporo chudziaka, chyba z 1 m3, nakryliśmy go na noc plandeką.
Można tak pracować, ale latem, w suchym, a nie teraz.
P.S. Nie wiedziałem, że taczka chudego betonu waży tonę!
Piątego dnia, po nocnej ulewie chudziak zabezpieczył wykopy, troszkę gliny się obsypało.
Dzień miał być spokojny, poświęcony na wiązanie zbrojenia. Ale trzebabyło coś zrobić z resztą chudziaka. Rozwieźliśmy go w okolice drogi, by można było wygodniej stanąć autem. Zeszło kilka "nieplanowanych godzin". Wiązanie też szło wolniej niż planowaliśmy (szczegóły w osobnym wątku).
Wiązałem "do oporu", bo na 12:00 następnego dnia miał być beton.
Dalsze losy naszych bohaterów w następnym odcinku
Dzień 5- 12h w 2 osoby
I tutaj zaczęło się wariactwo, prawdziwy koszmar, gonitwa, walka z czasem w deszczu, śniegu i po ciemku....
Teraz to już wszystko za mną, ale wtedy było ciężko...
Czwartego dnia, z samego rana, będąc jeszcze w domu dostałem telefon, że za 40 minut wjedzie chudy beton.
Miał być następnego dnia, ale stwierdziłem, że się dobrze składa, bo na noc zapowiadają ulewę.
Szybko na działkę, rozłożyłem plandekę pod chudziaka.
Robotę zaczęliśmy wyznaczeniem drugiej stopy kominowej.
I zaczęło się kopanie fundamentów...
Fundament szeroki na 60 cm, głęboki na 40 cm + 10 chudego betonu.
Spadł deszcz, śnieg, przyszło wiatrzysko. Robota szła jak krew z nosa...
W międzyczasie wycieczka do casto po taczkę i łopatę - wybór znów padł na Fiskarsa
Około 14:00 stwierdziłem, że nie damy rady sami dokończyć wykopu i ułożyć chudziaka. O 16:00 przyjechał kolega do pomocy.
W wykopanych miejscach zaczęła się robić breja...
2 osoby kopały "z grubsza" na ok 45 cm, ja przed samym chudziakiem zbierałem ok. 3 cm mokrego "na gotowo" i sypaliśmy chudziak.
Warstwę chudziaka robiłem na 8 cm, nie 10... Miałem dosyć!
Robotę skończyliśmy po ciemku...
Zostało sporo chudziaka, chyba z 1 m3, nakryliśmy go na noc plandeką.
Można tak pracować, ale latem, w suchym, a nie teraz.
P.S. Nie wiedziałem, że taczka chudego betonu waży tonę!
Piątego dnia, po nocnej ulewie chudziak zabezpieczył wykopy, troszkę gliny się obsypało.
Dzień miał być spokojny, poświęcony na wiązanie zbrojenia. Ale trzebabyło coś zrobić z resztą chudziaka. Rozwieźliśmy go w okolice drogi, by można było wygodniej stanąć autem. Zeszło kilka "nieplanowanych godzin". Wiązanie też szło wolniej niż planowaliśmy (szczegóły w osobnym wątku).
Wiązałem "do oporu", bo na 12:00 następnego dnia miał być beton.
Dalsze losy naszych bohaterów w następnym odcinku